środa, 27 maja 2015

3.Testament?

Tak jak obiecałaś Alicji w ostatni tydzień sierpnia udało ci się wygospodarować trochę czasu i pojechałyście do Kielc. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi, że was widzą. Ale najbardziej uszczęśliwiona była Ala, która mimo, że mało jeszcze rozumiała to bardzo się cieszyła z wizyty na grobie taty. Nie podejrzewałaś tego, że mimo, że go nie znała osobiście tak bardzo będzie smutna z tego powodu, że nie będzie odwiedzać go przynajmniej raz w tygodniu. Jakiś czas temu zaczęła z nim rozmawiać. Już wcześniej coś szeptała, ale teraz są to prawdziwe rozmowy. Nie tylko mówiła co robiła od ostatniego spotkania, ale teraz zaczęła mówić co chce. Raz nawet stwierdziła, że chce abyś była szczęśliwa. Niestety dzieci rozumieją więcej niż nam się wydaje. Wszystkie drobne gesty, których dorośli często nie rozumieją, one potrafią doskonale zinterpretować.
-Karolina możemy porozmawiać?-zapytał Karol, gdy Alicja była z babciami w kuchni.
-Jasne o co chodzi?
-Nie tutaj. Chodź się przejść.-Tak jak stwierdził Karol tak też zrobiliście. Nawet nie wiedziałaś gdzie szliście. Nogi same was niosły. Aż wreszcie doszliście na cmentarz. Jak zwykle usiadłaś na ławeczce, którą kiedyś postawili koło grobu Roberta. Siedzieliście w ciszy. Przerwał ją dopiero Karol podając ci jakąś kopertę.
-Robert mi to kiedyś dał. Powiedział, że mam ci to dać... po jego śmierci. Nie wiem co tam jest. Długo się zastanawiałem kiedy mam ci to dać... Myślę, że to jest odpowiedni moment. Ale zanim to przeczytasz to mnie wysłuchaj. Chce żebyście były z Alicją szczęśliwe.-zaczął po chwili ciszy.-Skoro nie może to być w Polsce i nie mogę was mieć na oku to trudno. Ale pamiętaj nie bój się prosić o pomoc. Gdybyś miała jakiekolwiek problemy dzwoń, pisz cokolwiek. Jak tylko będę mógł przyjadę.-Głęboko westchnął.- Nie bój się też zaufać jakiemuś mężczyźnie. Wiem, że ufasz mi i Bartkowi, ale chodzi mi tu o kogoś kogo pokochasz. Nie bój się tego, bo zasługujesz na szczęście. Ty i Alicja.-zamilkł.
-Karol-zaczęłaś-nie szukam nikogo kto będzie mógł być na miejscu Roberta. Nikogo nigdy tak nie pokocham jak jego. Był moją jedyną miłością, która trafia się tylko raz w życiu. Chce żebyś ty również odnalazł taką kobietę i był tak szczęśliwy jak ja z Robertem. Codziennie o nim myślę i zastanawiam się co by powiedział na wszystkie moje decyzje. Ale nie zadręczam się tym, że nie żyje, bo nie mogłabym normalnie żyć. I nie byłabym również szczęśliwa. Tak Karol jestem szczęśliwa, bo mam wspaniałą córkę i w tym momencie więcej mi do szczęścia nie potrzeba.
-Przeczytaj ten list. Robert gdy mi go dawał powiedział, że możesz go za to znienawidzić.-stwierdził Karol po czym wstał z ławeczki i odszedł.

Chyba nie masz innego wyjścia jak otworzyć kopertę i przeczytać jego zawartość.

Droga Karolino mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz. Choćby ze względu na Alicję. Kocham was bardzo mocno. Ale nie mogłem ci tego powiedzieć prosto w oczy. Chyba bałem się, że mnie zostawisz. Nie chciałem być sam. Przeszłość wróciła do mnie jak bumerang. Niespodziewanie. Pewne sprawy, których nie zamknąłem, znów dały o sobie znać. Kiedyś, zanim poznałem ciebie, nie bywałem w dobrym towarzystwie. Hazard. Zniszczył mnie jako człowieka, ale miłość do ciebie odbudowała wszystko. Postanowiłem się zmienić. I chyba mi się udało. Tylko, że nadal grywałem. Teraz z myślą o tobie i Ali. Chciałem żeby nigdy wam niczego nie zabrakło. Wpadałem za każdym razem w szał jeśli nie udało mi się wygrać, a gdy się udało to chciałem jeszcze więcej. Przegrywałem dużo pieniędzy. Pojawiło się wtedy dwóch gości. Zawarłem z nimi umowę. Pożyczali mi pieniądze. Ja oddawałem... Ale ostatnio ciągle mi brakowało. Przegrywałem,a co za tym idzie nie oddawałem im pieniędzy. Odsetki rosły, a ja byłem bezradny. Czułem się jak dziecko, które nie może nic zrobić. 
Wiem, że jeśli to czytasz to znaczy, że mnie już nie ma. Nie martw się tymi pieniędzmi. Poprosiłem Karola, żeby ich spłacił. Wiem pewnie masz żal, że ci nie powiedziałem, ale dbałem o wasze bezpieczeństwo. 
Karolina mam do ciebie małą prośbę bądź szczęśliwa. Kocham cię, ale skoro mnie już tu nie ma to zapewnij naszemu dziecku dom pełen miłości. Chce żeby Alicja wiedziała kto jest jej ojcem. Nie wiem jak dużo jej o mnie powiesz, ale mam nadzieję, że będą to tylko te dobre rzeczy. Ty również nie zapomnij o sobie. Znajdź jakiegoś godnego ciebie i naszego dziecka mężczyznę. 
Kocham was najbardziej na świecie. 
Wasz Robert. 
P.S. Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz.

Gdy kończysz czytać ostatnie słowa po twoich policzkach płyną łzy. Jak on mógł? Tylko to pytanie pojawia się w twojej głowie. Jesteś zaskoczona. Nigdy nie mieliście problemów z pieniędzmi. I również nigdy nie mieliście przed sobą tajemnic. Nie rozumiesz jak on mógł ci nie powiedzieć, że jest hazardzistą. Przecież poradzilibyście sobie z tym. W twojej głowie pojawia się również inne pytanie. Skąd on wiedział, że umrze? Przecież zginął w wypadku samochodowym. Czyżby już wcześniej coś podejrzewał? A może to było samobójstwo? Coraz więcej pytań kłębi się w twojej głowie. I na część z nich może ci chyba odpowiedzieć tylko Karol. Bracia nigdy nie mieli między sobą tajemnic. Chyba, że Robert również jemu nic nie powiedział. Najmocniejszym  uczuciem jakim darzysz teraz Roberta jest wściekłość. Nie rozumiesz jak on każe i być kimś szczęśliwy skoro cię okłamał. Przecież do budowania fundamentów związku najważniejsze jest zaufanie. Bez tego cały dom się posypie. Runie jak domek z kart.

Nie chcą się dużej zadręczać myślami wracasz do domu. Cieszysz się, że w chwilach smutku masz swoją małą córeczkę, która bardzo skutecznie potrafi poprawić ci humor. Wszystkie złe myśli odlatują gdzieś daleko. Chcesz żeby teraz był z wami Robert. Alicja potrzebuje ojca, a ty potrzebujesz od niego odpowiedzi na kilka pytań. Których chyba się nigdy nie doczekasz.



Jestem jestem. Cuda się chyba czasami dzieją. W piątek ogarnęłam co tu może być w tym rozdziale,a w sobotę zaczęłam pisać. Nawet nie wiem kiedy, bo mam wrażenie, że cały dzień oglądałam serial.
Mam nadzieję, że jakoś to wygląda.
Co do następnego to nie za bardzo wiem kiedy, bo nie wiem co piszemy. Imprezę czy jakieś inne bliższe spotkanie z Andreasem? Mam nadzieję, że coś się wymyśli. Mile widziana pomoc. 
Pozdrawiam :*

środa, 20 maja 2015

2.Rodzina

Gdy już w końcu dotarłam na halę okazało się że chłopacy 10 minut temu skończyli trening. Bartek oczywiście został aby upewnić się że nic mi nie jest. Na szczęście udało mi się go uspokoić. Nie tracąc czasu poszłam do prezesa, który miał mi pokazać cały budynek i mój gabinet. Gdy skończyliśmy okazało się, że za godzinę ma się odbyć drugi trening. Jako, że pierwotnie miało mnie na nim nie być zadzwoniłam do Magdy, żony Bartka, aby ją uprzedzić, że nie przyjadę teraz po Alę. Gdy skończyłam rozmawiać zeszłam do stołówki zobaczyć co tam pożywnego serwują. W końcu muszę wiedzieć czym zawodnicy się odżywiają. Zamówiłam sałatkę i jedząc ją przeglądałam portale społecznościowe w telefonie. Nagle na wysokości swoich oczu zobaczyłam tacę z jedzeniem. Podniosłam oczy do góry i zobaczyłam...
-Andreas.-wymsknęło się z moich ust, które były szeroko otwarte.
-Też się cieszę, że cię widzę. Mogłabyś zamknąć usta? Bo ludzie się dziwnie na nas patrzą.-posłusznie je zamknęłam.
-Co ty tu robisz?
-To samo co ty.-chyba zrobiłam jakąś dziwną minę, bo dodał:-Jem.
Dlaczego czuje się jak idiotka? Nie odzywając się do siebie zaczęliśmy jeść. Gdy skończyłam usłyszałam, że dostałam sms. Tak jak przewidywałam od Karola.
"Jak sobie radzisz?" 
 Przewidywałam, że już wiedział o mojej porannej stłuczce. Na szczęście nie zapytał o to. Szybko odpisałam:
"Jest OK. Spóźniłam się do pracy. Miałam małą stłuczkę. Jak zapewne wiesz :D Tęsknie za Kielcami :( "
Gdy kliknęłam wyślij usłyszałam głos Andreasa:
-Muszę lecieć. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
 Och good też mam taką nadzieję. Zerknęłam na zegarek. Okazuje się że mam jeszcze 10 minut zanim zacznie się trening. Nie chcąc się znowu spóźnić odniosłam naczynia i poszłam do swojego gabinetu, aby zostawić tam swoje rzeczy. Idąc na halę przechodziłam koło szatni, z której wyszedł Bartek. Tak więc ten kawałek, który nam został przeszliśmy razem wygłupiając się.Po dotarciu na halę okazało się, że są już wszyscy zawodnicy, trenerzy i nawet prezes. Oczywiście my z Bartkiem się spóźniliśmy.
-Już myślałem, że pani miała jakiś wypadek w ciągu tej godziny.-zażartował prezes-No to już chyba wszyscy są... Rojewski! Czy ty się kiedyś nauczysz nie spóźniać?-przywołał kogoś do porządku. Odwróciłam się i ujrzałam Andreasa. Jego rozmierzwione włosy, koszulka ubrana tyłem do przodu i buty, które trzymał w ręce świadczyły o tym, że to jednak on był ostatni. Gdy mnie zobaczył myślałam, że oczy mu wyjdą z orbit.-To teraz już na pewno jesteśmy w komplecie. Moi drodzy chciałbym wam przedstawić Karolinę Bielecką naszego nowego dietetyka. Mam nadzieję, że wasza współpraca będzie owocna. Pani Karolino oddaje pani głos.
-Tak jak pan prezes powiedział nazywam się Karolina i będę waszym dietetykiem. Za chwilę rozdam wam kartki i je wypełnicie. Jeśli macie jakieś pytania odnośnie menu to jestem dostępna od 8.30 do 13.00 w swoim gabinecie. A jeśli chcecie coś o mnie wiedzieć to pytajcie Bartka.-uśmiechnęłam się jak najpiękniej tylko potrafiłam i rozdałam wszystkim kartki. Z rozpędu nawet pan prezes dostał. Stwierdził, że może dla niego też wymyślę jakiś zestaw żywieniowy. Tylko mam pamiętać, że on dużo czasu przebywa za biurkiem.



-Antoś? Antoni. Ładnie.
-Chyba oszalałeś. Przecież to będzie dziewczynka. 
-Ciekawe skąd ty o tym wiesz?
-Mam takie przeczucie. 
-A ja mam przeczucie, że to będzie chłopiec. Tomek. 
-Kochanie, ale tylko kobiety mają przeczucia. Będzie dziewczynka. Alicja. 
-Słońce, a jak będzie chłopiec? 
-Łukasz. 
-Jesteś tego pewna?
-Tak jak bardzo cię kocham. 

To jedno z moich ulubionych wspomnień o Robercie. Mimo, że miał inne imiona dla naszych dzieci zgadzał się z każda moją propozycją. Potrafił również wyrazić swoje zdanie, żeby nie było. Ale był człowiekiem niezwykłym. Po prostu. I za to go tak bardzo kochałam. I kocham nadal. Teraz jego miłość spogląda na mnie w oczach naszego dziecka. Mają ze sobą wiele wspólnego. Robert nie mógłby się jej wyrzec. Najlepszym dowodem jest na to fakt, że obydwoje nie cierpią rano wstawać. Mają nawet te same gesty nakładania kołdry na głowę. Co ciekawe działa na nich ta sama metoda.
Gdy zaczynasz rozpakowywać ostatni karton drzwi do domu otwierają się. Następuje po nich głośny krzyk:
-Mamo gdzie jesteś? Wróciłam!
-Zaraz zejdę! Idź do kuchni.-Został ci do rozpakowania ostatni karton, z którym wiąże się najwięcej wspomnień. Chyba cieszysz się że z otwarciem musisz trochę poczekać. Zamykasz drzwi od swojego pokoju i schodzisz na dół. W kuchni zastajesz Alicję i Magdę.
-Cześć dziewczyny.-mówisz wesołym głosem.
-Hej-odpowiada Magda.-Przyprowadziłam zgubę.
-Dziękuje ci bardzo nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Zostaniesz na kolacji? Zrobiłam pizzę.  Zawołaj resztę rodziny i jemy.
-Niestety muszę odmówić. Bartek postanowił dzisiaj również zrobić pizzę.
-Tylko, że moja będzie smaczniejsza.-zaśmiałam się.
-I jadalna.-dodała Magda.-Naprawdę muszę już lecieć.
-W takim razie zapraszam was w weekend na powitalną kolację.
-Coś słyszałam, że rozpoczęcie sezonu ma być w tym roku u ciebie. Dobra lecę. Pa. Do jutra Ala.
Rozpoczęcie sezonu u mnie? Dobrze, że się o tym dowiaduje. Niestety, a może i stety nie mogłam się dłużej nad tym zastanowić, bo Alicja domagała się mojej pizzy.

-Mamo,a kiedy odwiedzimy tatę?-zapytała Alicja, gdy po kolacji usiadłyśmy się w salonie. Ona oglądała bajki, a ja zabrałam się za ankiety chłopaków.
-Myślę, że może uda nam się jeszcze zanim zaczniesz chodzić do przedszkola.
-To fajnie, bo chciałabym mu powiedzieć, że fajnie mi się tu mieszka. Smutno mi bo nie ma wujka Karola, ale wujek Bartek jest śmieszny. I mam się z kim bawić. Szkoda, że nie mam rodzeństwa.

-Kochanie,a co powiesz na jeszcze jednego maluszka?-zapytał twój małżonek głaszcząc już twój dość zaokrąglony brzuch.
-Robert, ale jeszcze nam się Ala nie urodziła, a ty już planujesz kolejne? 
-Słońce ja już mam całe życie z tobą zaplanowane. 
-Robert nie planuj życia, bo ono weryfikuje nasze plany. 

Niestety nasze życie nie okazało się długie i szczęśliwe.



Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam.
Mam taki zapierdol w szkole, że nie wyrabiam.
To dopiero trzeci rozdział,a ja chyba nie wiem jeszcze do końca mam dla was złą wiadomość. Powrócę dopiero po długim czerwcowym weekendzie. Chyba nic wcześniej sensownego nie uda mi się napisać. Chyba, że wydarzy się cud.
Zero pomysłu w głowie na ten rozdział. Na następny też. Wiadomo, że będzie impreza :D
Rozdział powinien nazywać się do dupy.
W poprzednim rozdziale wprowadziłam was w błąd, bo akcja zaczyna się rozgrywać w sierpniu. Nie wiem dlaczego napisałam tam wrzesień.
Wynagrodzę wam to jakoś.
I chyba zmienię narrację. 
Pozdrawiam :*


środa, 13 maja 2015

1. Niespodziewane spotkanie

Sierpień 2013
 To miał być spokojny dzień. Tylko trochę inny jeśli chodzi o ostatnie 3 lata. Dlaczego zawsze jak najbardziej się śpieszę to musi się coś stać? I to akurat dzisiaj! Gdy zaczynam pierwszy dzień w nowej pracy. Jechałam spokojnie na halę gdy jakiś samochód we mnie wjechał. Na szczęście nic mi się nie stało, dlatego więc nie zwlekając wysiadłam z samochodu i zaatakowałam sprawcę kolizji.
-Czy pan oszalał?! Nie umie pan jeździć! Gdzie pan ma wzrok? Chyba najwyższy czas iść do okulisty!- naskoczyłam na niego, oczywiście po niemiecku, gdy tylko wyszedł ze swojego samochodu.-Myśli pan, że jest jakimś Bogiem dróg!? Że może pan robić co tylko chce?! Mógł pan kogoś zabić!- Chyba po raz pierwszy w życiu tak na kogoś nakrzyczałam. 
-A pani robi z siebie jakąś świętoszkę! Trzeba uważać na drodze! Istnieje coś takiego jak zasada ograniczonego zaufania! Ale mam wrażenie, że pani o czymś takim nie słyszała.-Oho twardy zawodnik. To będzie ciężka przeprawa.
-To pan spowodował wypadek! Nie ja! Więc proszę mi nie mówić jak mam jeździć! To pan tu zawinił! Trzeba było jeszcze szybciej jechać. A na pewno teraz nie rozmawialibyśmy.-Niestety bolesne wspomnienia wróciły jak bumerang. Nie chcąc by nieznajomy zobaczył moje łzy, odwróciłam się w stronę samochodu by zobaczyć jak duże były zniszczenia. Prawy bok auta był wgnieciony. Jak dobrze, że nie jechałam z Alą. Na jej wspomnienie moje łzy przybrały na sile. Po chwili poczułam czyjeś ręce na moich ramionach i szybko odskoczyłam.
-Przepraszam nie powinienem. To moja wina. Pokryje wszystkie koszty naprawy. Przepraszam. Proszę już nie płakać.-mówił cały czas nieznajomy.-Na prawdę pani...
-Karolina. .
-... Karolino płacz tu nic nie pomoże. 

Dlaczego on mówi tak samo jak Karol? On też mi to powiedział 3 lata  temu. Tylko, że wtedy była inna sytuacja. Śmierć Roberta była czymś niespodziewanym. Przecież był młody. Całe życie było przed nami. Zostałam sama. W ciąży. Lecz wtedy wzajemnie pomogliśmy sobie z Karolem. W dzień tego nieszczęśliwego wypadku, w którym zginął mój mąż, Karol doznał kontuzji oka. Obydwoje byliśmy załamani, ale to właśnie Karol nauczył mnie, że nigdy nie wolno się poddawać. W końcu jemu się udało. Nam się udało. Teraz jestem tutaj i mam zamiar rozpocząć swoje życie od nowa. Bez niczyjej pomocy, której w Polsce miałam aż nadto. Muszę w końcu sama stanąć na nogi, chociaż pewnie wielu uważało, że pogodziłam się ze śmiercią Roberta. Tylko, że tak nie do końca było. Zdarzały mi się dni, że do twarzy przyklejałam sobie sztuczny uśmiech, a tak na prawdę w głębi duszy byłam pogrążona w rozpaczy. Nawet narodziny córki nie pomogły. Wiedziałam, że mam dla kogo żyć lecz tak na prawdę zaczęłam robić wszystko automatycznie. Lecz pewnego dnia się otrząsnęłam i postanowiłam wyjechać. Propozycja pracy po tak długim czasie spadła jak z nieba. Chociaż i tak dość długo się zastanawiałam nad przeprowadzką. W końcu zaczynać wszystko od nowa w zupełnie obcym kraju jest nie lada wyzwaniem.A jako, że zawsze lubiłam wyzwania-podjęłam i to. Czasem zastanawiam się co Robert powiedziałby na decyzje, które podjęłam po jego śmierci. Począwszy od imienia dla córki, a skończywszy na tej przeprowadzce. Mimo wszystko twierdzę, że robił by to samo co Karol, w końcu byli do siebie strasznie podobni, a mianowicie wspierałby mnie. Ale i też pewnie dawałby mi rady, których pewnie bym nie posłuchała. W końcu to ja muszę wiedzieć co jest dobre dla mnie i Alicji. 

-Pani Karolino-przerwał mi głos sprawcy wypadku-dobrze się pani czuje? Może powinniśmy udać się do szpitala?
-Nie, nie. Wszystko jest w porządku.-Przynajmniej taką mam nadzieję.-Dzwonimy na policję czy załatwiamy wszystko sami?
-Jak pani woli w końcu to ja zawiniłem. Może pani zadzwonić będzie wszystko w dokumentacji. I oczywiście pokryje wszystkie koszty naprawy.-Rzucił mi swój uśmiech numer 6 i ... O kurwa czy on musi być tak przystojny? Te oczy... Cholernie podobne do Roberta tylko, że jego były bardziej wyraziste. Chyba ta przeprowadzka dała mi nie źle w kość, skoro widzę u obcego człowieka tyle podobieństw do mojego męża. Cholera o czym my rozmawialiśmy? Ten facet chyba miesza mi w głowie, albo po prostu coś mi się stało w tym wypadku. 
-Nie, nie będziemy wzywać policji... Tylko proszę mi powiedzieć gdzie jest jakiś warsztat, który zajmie się moim autkiem.-Usłyszałam swój opanowany głos. Czy to naprawdę ja powiedziałam? Czasami sama siebie zadziwiam.    
-Już do niego dzwonię.-powiedział i odszedł kawałek, by zadzwonić. Sama wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do prezesa, aby go poinformować o moim spóźnieniu. Nie ma szans żebym zdążyła na początek treningu. Na szczęście pan prezes zrozumiał i był szczęśliwy, że nic mi się nie stało. Coś czuje, że będę główną maskotką klubu. W końcu jestem kobietą.

Po chwili podszedł do mnie... no właśnie do cholery jak on się nazywa? No i w każdym razie powiedział:
-Za chwilę przyjedzie mój kolega i zajmie się autem.
-Nie wiesz może ile będzie trwać ta naprawa?
-Myślę, że kilka dni.
-Kurwa.-warknęłam pod nosem co nie uszło uwadze mojego towarzysza.
-Widzę, że znasz bardzo ładne słówka.
-Lata praktyki panie...? - Zrobiłam znaczącą pauzę.
-Andreas.-podał mi dłoń, którą uścisnęłam.
-Karolina. Przepraszam.-Powiedziałam, gdy usłyszałam swój charakterystyczny dzwonek w telefonie. - Muszę odebrać. Tak Bartek?-zapytałam do telefonu.
-Gdzie jesteś? Coś ci się stało? Mam po ciebie przyjechać?-wyrzucał pytania z siebie jak z karabinu, aż musiałam odsunąć telefon od ucha.
-Wszystko jest w porządku tylko nie zdążę na początek treningu. Oddam auto do warsztatu i przyjeżdżam.
-Ale do jakiego warsztatu? Przecież ty tu nikogo nie znasz?
-Dam sobie radę Bartek, na prawdę. Leć na trening zanim się spóźnisz.
-Okej, okej. Już lecę. Ale wezmę ze sobą telefon. W razie potrzeby dzwoń.
-Cześć.-powiedziałam i rozłączyłam się. Jak znam Bartka jeszcze długo by gadał, a potem zadzwonił do Polski i wszystkim wmawiał, że miałam wypadek i coś mogło mi się stać, ale oczywiście ja wszystko bagatelizuje.
-Mąż?-usłyszałam zaraz za sobą.
-Andreas! Przestań mnie straszyć.
-Przepraszam, ale skąd miałem wiedzieć, że jesteś taka strachliwa...
-Nie jestem strachliwa! Po prostu ty tak cicho się skradasz.
-Za to ten pan w twoim telefonie strasznie krzyczał.
-Nie krzyczał tylko się denerwował o swoją ulubioną przyjaciółkę.
-Tak to się teraz nazywa?
-Ale co?
-No romans! Przecież widziałem, że masz obrączkę.
-To, że mam obrączkę to nie znaczy, że mam romans z przyjacielem. Poza tym do jasnej cholery co cię obchodzi moje życie?
-Mój przyjaciel już przyjechał.-Odszedł nie odpowiedziawszy na moje pytanie. Jasna cholera jak ja czegoś takiego nie cierpię.
-Stary, ale nie mówiłeś, że taką ładną laskę wyrwałeś.-powiedział kolega Andreasa co nie uszło mojej uwadze, w szczególności, że powiedział to po polsku.
-Czy ja panom przypadkiem nie przeszkadzam?- zapytałam najbardziej słodkim głosem na jaki było mnie stać.I tu ich chyba zaskoczyłam, bo również powiedziałam to po polsku.
-Ależ taka piękna dama miałaby nam w czymś przeszkodzić? Adrian.-wyciągnął rękę w moją stronę.
-Karolina. I co z moim autkiem?
-Lekkie wgniecenie. Trochę wyklepiemy, odświeżymy farbę i będzie jak nowy.
-Ile to potrwa?
-Myślę, że pojutrze już powinno być zrobione.
-No dobrze. Kolega zapłaci.-wskazałam głową na Andreasa.
-Stary drogo cię ta naprawa będzie kosztować. -rzekł z uśmiechem Adrian -A od pani prosiłbym kluczyki, dokumenty samochodu i jakiś kontakt żebym mógł zadzwonić jak skończę.
-Proszę -podałam mu to o co prosił.-Tylko to - wskazałam na wizytówkę- jest dla ciebie, nie dla niego.
-Ma się rozumieć. Podwieźć gdzieś panią?
-Dziękuje poradzę sobie. Tylko jakbyś mógł mi dać numer do jakieś korporacji taksówkarskiej, bo przez najbliższe dni będzie mi potrzebny.
-Nie ma problemu.-powiedział i podał mi numer. W czasie gdy dzwoniłam po taksówkę słyszałam jak Andreas powiedział:
-A co z moim samochodem? Na kiedy będziesz go mógł naprawić?
-Myślę, że na poniedziałek. No co?- dodał. Widocznie Andreas musiał zrobić jakąś dziwną minę.- Przecież są rzeczy ważne i ważniejsze.
Widać, że wygrałam tą rundę. Ja vs. Andreas 1:0


Chyba najdłuższy rozdział jaki tu będzie. Bardzo nie mogłam się doczekać aż w końcu będzie opublikowany ten rozdział. Czekam na wasze relacje.
Rozdziały będą się pojawiać w środy to już wiecie o tak nie ludzkiej porze.
A ja zmykam się uczyć na sprawdzian. Ale tak bardzo nie chce. Dajcie już koniec roku.
Pozdrawiam :*

sobota, 2 maja 2015

Prolog

Piosenka

Śmierć i miłość.
Miłość i śmierć.
Dwa zupełnie różne słowa.
O zupełnie innych znaczeniach.
Lecz mimo to przyciągają się jak magnes.
Mają ze sobą dużo wspólnego.
Zbyt dużo.
Strata bliskiej osoby jest czymś takim, że nawet najgorszemu wrogowi tego nie życzycie.
W jednej chwili tracicie swoje marzenia, plany na przyszłość.
Wszystko staje się przeszłością.
Od teraz nie ma was, jesteś tylko ty.
Musisz sobie poradzić z całym waszym dotychczasowym życiem.
Poukładać wszystko od nowa.
Przejąć pewne obowiązki drugiej połówki.

Wszystko stało się tak nagle, niespodziewanie.
W jednej chwili.
W jednych słowach.
Zawalił się cały wasz świat.
Musieliście szybko się z tym uporać.
Przyzwyczaić, że od teraz jesteście zdani tylko na siebie.
Rodzina i przyjaciele bardzo was wspierali, ale mimo to nie potrafili zrozumieć, że czasami chcecie pobyć sami.

Nigdy nie zapomnicie.
Przyrzekliście sobie, że wasze dzieci będą pamiętać o swoim drugim rodzicu.
Ciągle im opowiadacie jakimi wspaniałymi ludźmi byli.

Nie przewidzieliście tylko jednego.
Mianowicie tego, że kiedyś ponownie się zakochacie.
Założycie nowe rodziny.
Będziecie szczęśliwi.
Zaufacie komuś.
Zostanie tylko lęk.
Aby wasz nowy partner nie zostawił was znowu.
Niespodziewanie.



Czy wszys­tko po­zos­ta­nie tak sa­mo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki od­wykną od do­tyku moich rąk, czy suk­nie za­pomną o za­pachu mo­jego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dzi­wić się mo­jej śmier­ci – za­pomną. Nie łudźmy się, przy­jacielu, ludzie pog­rze­bią nas w pa­mięci równie szyb­ko, jak pog­rze­bią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszys­tkie nasze prag­nienia odejdą ra­zem z na­mi i nie zos­ta­nie po nich na­wet pus­te miej­sce. Na ziemi nie ma pus­tych miej­sc.
Halina Poświatowska



 No to zaczynamy. Rozdziały będą pojawiać się co środę. Począwszy od 13.05. Co prawda mam już prawie 2 rozdziały, ale najbliższy czas to same sprawdziany więc nie wiem jakby to było z moim pisaniem. 
Zakładka informowani lub fajsubkowa strona tam będę informować. 
Pozdrawiam :*
Powracam na dobre.