To miał być spokojny dzień. Tylko trochę inny jeśli chodzi o ostatnie 3 lata. Dlaczego zawsze jak najbardziej się śpieszę to musi się coś stać? I to akurat dzisiaj! Gdy zaczynam pierwszy dzień w nowej pracy. Jechałam spokojnie na halę gdy jakiś samochód we mnie wjechał. Na szczęście nic mi się nie stało, dlatego więc nie zwlekając wysiadłam z samochodu i zaatakowałam sprawcę kolizji.
-Czy pan oszalał?! Nie umie pan jeździć! Gdzie pan ma wzrok? Chyba najwyższy czas iść do okulisty!- naskoczyłam na niego, oczywiście po niemiecku, gdy tylko wyszedł ze swojego samochodu.-Myśli pan, że jest jakimś Bogiem dróg!? Że może pan robić co tylko chce?! Mógł pan kogoś zabić!- Chyba po raz pierwszy w życiu tak na kogoś nakrzyczałam.
-A pani robi z siebie jakąś świętoszkę! Trzeba uważać na drodze! Istnieje coś takiego jak zasada ograniczonego zaufania! Ale mam wrażenie, że pani o czymś takim nie słyszała.-Oho twardy zawodnik. To będzie ciężka przeprawa.
-To pan spowodował wypadek! Nie ja! Więc proszę mi nie mówić jak mam jeździć! To pan tu zawinił! Trzeba było jeszcze szybciej jechać. A na pewno teraz nie rozmawialibyśmy.-Niestety bolesne wspomnienia wróciły jak bumerang. Nie chcąc by nieznajomy zobaczył moje łzy, odwróciłam się w stronę samochodu by zobaczyć jak duże były zniszczenia. Prawy bok auta był wgnieciony. Jak dobrze, że nie jechałam z Alą. Na jej wspomnienie moje łzy przybrały na sile. Po chwili poczułam czyjeś ręce na moich ramionach i szybko odskoczyłam.
-Przepraszam nie powinienem. To moja wina. Pokryje wszystkie koszty naprawy. Przepraszam. Proszę już nie płakać.-mówił cały czas nieznajomy.-Na prawdę pani...
-Karolina. .
-... Karolino płacz tu nic nie pomoże.
Dlaczego on mówi tak samo jak Karol? On też mi to powiedział 3 lata temu. Tylko, że wtedy była inna sytuacja. Śmierć Roberta była czymś niespodziewanym. Przecież był młody. Całe życie było przed nami. Zostałam sama. W ciąży. Lecz wtedy wzajemnie pomogliśmy sobie z Karolem. W dzień tego nieszczęśliwego wypadku, w którym zginął mój mąż, Karol doznał kontuzji oka. Obydwoje byliśmy załamani, ale to właśnie Karol nauczył mnie, że nigdy nie wolno się poddawać. W końcu jemu się udało. Nam się udało. Teraz jestem tutaj i mam zamiar rozpocząć swoje życie od nowa. Bez niczyjej pomocy, której w Polsce miałam aż nadto. Muszę w końcu sama stanąć na nogi, chociaż pewnie wielu uważało, że pogodziłam się ze śmiercią Roberta. Tylko, że tak nie do końca było. Zdarzały mi się dni, że do twarzy przyklejałam sobie sztuczny uśmiech, a tak na prawdę w głębi duszy byłam pogrążona w rozpaczy. Nawet narodziny córki nie pomogły. Wiedziałam, że mam dla kogo żyć lecz tak na prawdę zaczęłam robić wszystko automatycznie. Lecz pewnego dnia się otrząsnęłam i postanowiłam wyjechać. Propozycja pracy po tak długim czasie spadła jak z nieba. Chociaż i tak dość długo się zastanawiałam nad przeprowadzką. W końcu zaczynać wszystko od nowa w zupełnie obcym kraju jest nie lada wyzwaniem.A jako, że zawsze lubiłam wyzwania-podjęłam i to. Czasem zastanawiam się co Robert powiedziałby na decyzje, które podjęłam po jego śmierci. Począwszy od imienia dla córki, a skończywszy na tej przeprowadzce. Mimo wszystko twierdzę, że robił by to samo co Karol, w końcu byli do siebie strasznie podobni, a mianowicie wspierałby mnie. Ale i też pewnie dawałby mi rady, których pewnie bym nie posłuchała. W końcu to ja muszę wiedzieć co jest dobre dla mnie i Alicji.
-Pani Karolino-przerwał mi głos sprawcy wypadku-dobrze się pani czuje? Może powinniśmy udać się do szpitala?
-Nie, nie. Wszystko jest w porządku.-Przynajmniej taką mam nadzieję.-Dzwonimy na policję czy załatwiamy wszystko sami?
-Jak pani woli w końcu to ja zawiniłem. Może pani zadzwonić będzie wszystko w dokumentacji. I oczywiście pokryje wszystkie koszty naprawy.-Rzucił mi swój uśmiech numer 6 i ... O kurwa czy on musi być tak przystojny? Te oczy... Cholernie podobne do Roberta tylko, że jego były bardziej wyraziste. Chyba ta przeprowadzka dała mi nie źle w kość, skoro widzę u obcego człowieka tyle podobieństw do mojego męża. Cholera o czym my rozmawialiśmy? Ten facet chyba miesza mi w głowie, albo po prostu coś mi się stało w tym wypadku.
-Nie, nie będziemy wzywać policji... Tylko proszę mi powiedzieć gdzie jest jakiś warsztat, który zajmie się moim autkiem.-Usłyszałam swój opanowany głos. Czy to naprawdę ja powiedziałam? Czasami sama siebie zadziwiam.
-Już do niego dzwonię.-powiedział i odszedł kawałek, by zadzwonić. Sama wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do prezesa, aby go poinformować o moim spóźnieniu. Nie ma szans żebym zdążyła na początek treningu. Na szczęście pan prezes zrozumiał i był szczęśliwy, że nic mi się nie stało. Coś czuje, że będę główną maskotką klubu. W końcu jestem kobietą.
Po chwili podszedł do mnie... no właśnie do cholery jak on się nazywa? No i w każdym razie powiedział:
-Za chwilę przyjedzie mój kolega i zajmie się autem.
-Nie wiesz może ile będzie trwać ta naprawa?
-Myślę, że kilka dni.
-Kurwa.-warknęłam pod nosem co nie uszło uwadze mojego towarzysza.
-Widzę, że znasz bardzo ładne słówka.
-Lata praktyki panie...? - Zrobiłam znaczącą pauzę.
-Andreas.-podał mi dłoń, którą uścisnęłam.
-Karolina. Przepraszam.-Powiedziałam, gdy usłyszałam swój charakterystyczny dzwonek w telefonie. - Muszę odebrać. Tak Bartek?-zapytałam do telefonu.
-Gdzie jesteś? Coś ci się stało? Mam po ciebie przyjechać?-wyrzucał pytania z siebie jak z karabinu, aż musiałam odsunąć telefon od ucha.
-Wszystko jest w porządku tylko nie zdążę na początek treningu. Oddam auto do warsztatu i przyjeżdżam.
-Ale do jakiego warsztatu? Przecież ty tu nikogo nie znasz?
-Dam sobie radę Bartek, na prawdę. Leć na trening zanim się spóźnisz.
-Okej, okej. Już lecę. Ale wezmę ze sobą telefon. W razie potrzeby dzwoń.
-Cześć.-powiedziałam i rozłączyłam się. Jak znam Bartka jeszcze długo by gadał, a potem zadzwonił do Polski i wszystkim wmawiał, że miałam wypadek i coś mogło mi się stać, ale oczywiście ja wszystko bagatelizuje.
-Mąż?-usłyszałam zaraz za sobą.
-Andreas! Przestań mnie straszyć.
-Przepraszam, ale skąd miałem wiedzieć, że jesteś taka strachliwa...
-Nie jestem strachliwa! Po prostu ty tak cicho się skradasz.
-Za to ten pan w twoim telefonie strasznie krzyczał.
-Nie krzyczał tylko się denerwował o swoją ulubioną przyjaciółkę.
-Tak to się teraz nazywa?
-Ale co?
-No romans! Przecież widziałem, że masz obrączkę.
-To, że mam obrączkę to nie znaczy, że mam romans z przyjacielem. Poza tym do jasnej cholery co cię obchodzi moje życie?
-Mój przyjaciel już przyjechał.-Odszedł nie odpowiedziawszy na moje pytanie. Jasna cholera jak ja czegoś takiego nie cierpię.
-Stary, ale nie mówiłeś, że taką ładną laskę wyrwałeś.-powiedział kolega Andreasa co nie uszło mojej uwadze, w szczególności, że powiedział to po polsku.
-Czy ja panom przypadkiem nie przeszkadzam?- zapytałam najbardziej słodkim głosem na jaki było mnie stać.I tu ich chyba zaskoczyłam, bo również powiedziałam to po polsku.
-Ależ taka piękna dama miałaby nam w czymś przeszkodzić? Adrian.-wyciągnął rękę w moją stronę.
-Karolina. I co z moim autkiem?
-Lekkie wgniecenie. Trochę wyklepiemy, odświeżymy farbę i będzie jak nowy.
-Ile to potrwa?
-Myślę, że pojutrze już powinno być zrobione.
-No dobrze. Kolega zapłaci.-wskazałam głową na Andreasa.
-Stary drogo cię ta naprawa będzie kosztować. -rzekł z uśmiechem Adrian -A od pani prosiłbym kluczyki, dokumenty samochodu i jakiś kontakt żebym mógł zadzwonić jak skończę.
-Proszę -podałam mu to o co prosił.-Tylko to - wskazałam na wizytówkę- jest dla ciebie, nie dla niego.
-Ma się rozumieć. Podwieźć gdzieś panią?
-Dziękuje poradzę sobie. Tylko jakbyś mógł mi dać numer do jakieś korporacji taksówkarskiej, bo przez najbliższe dni będzie mi potrzebny.
-Nie ma problemu.-powiedział i podał mi numer. W czasie gdy dzwoniłam po taksówkę słyszałam jak Andreas powiedział:
-A co z moim samochodem? Na kiedy będziesz go mógł naprawić?
-Myślę, że na poniedziałek. No co?- dodał. Widocznie Andreas musiał zrobić jakąś dziwną minę.- Przecież są rzeczy ważne i ważniejsze.
Widać, że wygrałam tą rundę. Ja vs. Andreas 1:0
Chyba najdłuższy rozdział jaki tu będzie. Bardzo nie mogłam się doczekać aż w końcu będzie opublikowany ten rozdział. Czekam na wasze relacje.
Rozdziały będą się pojawiać w środy
A ja zmykam się uczyć na sprawdzian.
Pozdrawiam :*
Bardzo fajny rozdział 😊
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie...
Myślę, że w przypadku Karoliny i Andreasa idealne będzie z stwierdzenie "trafiła kosa na kamień" .
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział 😊
Buziaki i weny 😘
Super rozdział
OdpowiedzUsuńSuper, ale mogą być jeszcze dłuższe :D
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny <3
Zajebisty Rozdział Czekam na next <3
OdpowiedzUsuńKłótnia poważna sprawa a jak czytałam ten fragment to mimowolnie się uśmiechałam :)
OdpowiedzUsuńJeśli kolejne rozdziały będą krótsze to nie mam nic przeciwko, pod warunkiem, ze będą się pojawiać w miarę regularnie :)
Gdzie szczypiorniści to i ja . Czy była mowa tutaj o Karolu Bieleckim i Michale Jureckim czy może o Daszku czy o Szybie :D ?
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada ;) Nie czytałam jeszcze opowiadań o szczypiornistach, ale jako, ze lubię ten sport, jak i Twoją twórczość, to będę tu (mam nadzieję) częstym gościem ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
gdzie ten nowy rozdział?:<
OdpowiedzUsuńWidać Karolina nie miała lekko w życiu. Eh, Andreas... Coś mi się zadaje, że on jej tak łatwo nie odpuści!
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie się czyta!
Całuję! ;*